Odc. 4 - Nowa Huta pełna muzyki

Nowa Huta pełna muzyki

Jaki śmieszny jesteś pod oknem, 

gdy zapada chłodny zmierzch,

a nad miastem chmury ogromne, 

i za chwilę pewnie będzie padał deszcz…

Lepiej skryj się, daj i mnie zasnąć, 

po co masz na deszczu stać? 

Przynieś sobie z domu parasol, 

Przynieś sobie z domu płaszcz 

– śpiewała w „Piwnicy pod Baranami” zmarła niedawno Ewa Demarczyk. Nie wielu ludzi zapewne wie, że autor słów tej piosenki, Wincenty Faber, był mieszkańcem Nowej Huty. Podobnie jak tylko nieliczni kojarzą, że naczelny „mag” i twórca kabaretu „Piwnica pod Baranami”, Piotr Skrzynecki, swoją artystyczną karierę zaczynał od prowadzenia amatorskiego teatrzyku w bazie transportowej w nowohuckich Bieńczycach. Nowa Huta ma bowiem sporo tajemnic, także tych muzycznych. 

O Nowej to Hucie piosenka, o Nowej to Hucie melodia,/ jest taka prosta i piękna i taka najmilsza z melodii. / O Nowej to Hucie piosenka, o Nowej to Hucie są słowa, / jest taka prosta i piękna i nowa jak Huta jest Nowa – śpiewali w 1951 roku Wanda Frogini i Piotr Kruszewski. Ta piosenka do słów Stanisława Chruślickiego, z muzyką Jerzego Gerta stała się niejako hymnem Nowej Huty i jedną z najbardziej znanych piosenek tamtego czasu. Współcześnie, w 2008 r., ale już w innym rytmie, wykonała ja nowohucka grupa „Wu-hae”. Związane to było z przypadającą na rok 2009 roku, 60-leciem rozpoczęcia budowy Nowej Huty. Z tej okazji grupa wydała też album „Opera Nowohucka”, w której wystąpili także Grzegorz Markowski, Maciej Maleńczuk, Piotr Wróbel, Paweł Mąciwoda i Olaf Deriglasoff.  

To 60-lecie było okazją do przyjrzenia się całym dziejom Nowej Huty, o której wcześniej  pisano przez wiele lat dość często, ale z reguły nie najlepiej. Bowiem ta część naszej kultury, która trafiła do podręczników szkolnych, wywodzi się z polskich tradycji szlacheckich. Powieści i poematy gloryfikują, więc białe dworki stojące wśród pól, szemrzące potoki i zielone gaje, a Miasto – a już nie daj Boże miasto uprzemysłowione – jawi się w naszej literaturze jako zagrożenie. By się o tym przekonać, wystarczy otworzyć „Pana Tadeusza” A. Mickiewicza, a nawet „Ziemię obiecaną” W. Reymonta albo którąkolwiek z powieści S. Żeromskiego. 

Nowa Huta była od początku obciążona grzechem pierworodnym. O tym, że zabrała najlepsze grunty w okolicach Krakowa, wie w Polsce każdy (i jest to nierzadko cała wiedza z zakresu rolnictwa, jaką posiada). Podobnie każdy też wie, że Hutę zbudowała „komuna”, by upokorzyć konserwatywny Kraków. Warto wszakże pamiętać, że Kraków był już przed wojną silnie uprzemysłowiony, a spora część miejscowej inteligencji miała właśnie poglądy lewicowe. Nie była też Huta miastem bez Boga, co chętnie jej wmawiano, bo wzniesiono ją wokół olbrzymiej gotyckiej bazyliki cystersów – miejsca pielgrzymek i kultu o znaczeniu ogólnopolskim. 

Miejsce to odegrało też pewna role w dziejach polskiej muzyki. Tu bowiem toczy się akcja słynnej śpiewogry, ojca polskiego teatru, Wojciecha Bogusławskiego, pt. „Cud mniemamy czyli Krakowiacy i Górale”. Wojciech Bogusławski uczył się bowiem w krakowskich szkołach, założonych przez Bartłomieja Nowodworskiego czyli w placówce, której kontynuatorem jest obecnie I Liceum Ogólnokształcące. Nie wiemy w jakich okolicznościach bywał w Mogile, ale zapewne odwiedzał tutejsze słynne odpusty, bądź też chodził tędy do Kościelnik (obecnie to też osiedle w Nowej Hucie), gdzie w zachowanym do dziś pałacu mieszkała wtedy rodzina jego matki. A ponieważ odpusty w Mogile odbywały się po jesiennym redyku, to przybywali tu liczni górale, którzy – jak wynika z akcji sztuki – lubili szukać zwady z mieszkającymi tu Krakowiakami. 

Warto przypomnieć, że warszawska premiera „Krakowiaków i Górali” (bo pod taką nazwą ta śpiewogra przeszła do historii) miała miejsce tuż przed powstaniem kościuszkowskim i jej arie, stały się powstańczymi hymnami. W gorących dniach, gdy Rosjanie i Prusacy zbliżali się do Warszawy, jej ludność śpiewała: 

Wy uczciwi, którzy wszędzie
Cierpicie dla cnoty,
Nie zawsze wam tak źle będzie,
Nie traćcie ochoty.
Służyć swej ojczyźnie miło
Choćby i o głodzie,
Byle światło w ludziach było,
A sława w narodzie.

Oraz drugą: 

Im bardziej Los nas nęka,
Tem mężniej stać mu trzeba:
Kto podle przed nim klęka,
Ten nie wart względów Nieba.

Na górze mieszka Sława,
A Szczęście jeszcze wyżej,
Lecz gdy chęć nie ustawa,
Wnet się człek do nich zbliży.

Ale wróćmy do współczesności. W Nowej Hucie działało wiele zespołów muzycznych i swoją karierę zaczynało tu wielu znanych potem wykonawców. Ale chyba nikt nie wyraził swoich uczuć do tej części Krakowa tak gorąco jak zespół KBTW (co jest skrótem od: Kto by to wiedział?). W kawałku Moja Nowa Huta śpiewali: 

W moich myślach pełno spraw, pełno ulic, dawnych lat
Wciąż pamiętam tamten czas, wciąż pamiętam tamten czas.
Te dzielnice Nowej Huty, stary Kraków miasto łez!
Nie zapomnę tamtych lat, nie zapomnę tamtych miejsc
Bo to jest moja Nowa ….

Huta! Ja jestem z Huty i czuje smak wolności!
Huta! Ona jest wolna, ja czuje smak wolności, smak wolności!

Huta była wolnym miastem, Huta wolna będzie zawsze!
Huta była wolnym miastem, Huta wolna będzie zawsze!

Pora więc bez uprzedzeń spojrzeć na Nową Hutę, by zobaczyć to, czym jest naprawdę: dużym, dobrze zaprojektowanym miastem, gdzie mimo ciągle rosnącej  liczby samochodów nie ma korków, a osiedla toną w zieleni. 

Najstarsze osiedla (Wandy, Willowe, Krakowiaków) wznoszono jeszcze według przedwojennych projektów. Późniejsze są dziełem najlepszych polskich architektów. Nie szczędzono tu talentu, pieniędzy i solidnej pracy, by nadać architekturze wysoki poziom.  

I choć Marcin Świetlicki, z zespołu „Świetliki” śpiewał w swojej piosence do wiersza „Opluty” – Kraków i Nowa Huta, Sodoma z Gomorą / z Sodomy do Gomory jedzie się tramwajem
– to zdziwiłby się też ktoś, kto by szukał śladów obyczajowego barbarzyństwa, jakie panowało tu na początku budowy. To historia już zamierzchła, choć – trzeba przyznać  – wciąż ożywiana w micie. Ludzie są tu spokojni, kulturalni, a ich wiejskie pochodzenie uzewnętrznia się głównie w pielęgnacji przyblokowych ogródków i dużej religijności. 

Jedną z ciekawszych cech Nowej Huty jest jej wielokulturowość. Do budowy kombinatu zjechali tu ludzie ze wszystkich stron Polski. Bardzo często byli to „sybiracy” lub AK-owcy chcący uniknąć prześladowań. Tu, w olbrzymiej ciżbie ludzkiej, trudno było ich odnaleźć. Przybywali też repatrianci zza Buga, wypędzeni z Bieszczad Ukraińcy oraz Cyganie przymusowo osiedlani w miastach. Nie brakło  specjalistów rosyjskich oraz sporej kolonii Greków wygnanych ze swojej ojczyzny przez prawicowe rządy. 

I właśnie w Nowej Hucie działa przez jakiś czas, założony w 1966 r. zespół, który pierwotnie przyjął nazwę „Estrada Piosenki Greckiej”, a potem zmienił ja na „Sirtaki’. Nazwa ta pochodzi od greckiego ludowego tańca, który zyskał międzynarodową dzięki filmowi „Grek Zorba” z Anthonym Quinem. Pierwotnie nowohucki zespół liczył 7 osób, ale z czasem się rozrastał. Zmieniali się w nim muzycy i wokaliści, ewaluował wygląd zespołu. Pojawiły się oryginalne greckie stroje i instrumenty: m.in. buzuki. „Sirtaki” zdobywał uznanie na festiwalach – także na festiwalu piosenki greckiej – organizowanym w Świdnicy. 

Niestety po tym wspólnym polsko-greckim muzykowaniu pozostały wyłącznie fotografie i ludzka pamięć, bo nie zachowało się żadne nagranie. Chyba, że w jakimś archiwum lub domowej szufladzie, odnajdą się nowe materiały, które wzbogaca naszą wiedzę o tym elemencie nowohuckiej tradycji. 

Niezależnie od tego, jak potoczą się losy dzielnicy, pozostanie ona już na zawsze legendą. Jej centrum zostało  wpisane do rejestru zabytków, a ludzie… no właśnie, co z nimi? Gdy potrzebni byli bohaterowie, by z ziemi wyczarować miasto lub później obalić komunizm, nie było od nich lepszych. Dziś są już niepotrzebni. W nowej, miałkiej epoce powszechnej globalizacji wyczuwa się jakiś nostalgiczny marazm, jakby miasto czekało na jakieś nowe heroiczne wyzwania. 

Takie jak np. koncert zespołu „Scorpions” na lotnisku w podnowohuckiem Pobiedniku. 26 sierpnia 2002 r. zgromadziło się tu 800 tys. osób, by wysłuchać tej niemieckiej heavy-metalowej supergrupy, a w szczególności jej utworu „Wind of Changes”, który był swoistym hymnem przemian, które miały wówczas miejsce, zarówno w Europie, jak i na całym Świecie: 

Przemierzam Moskwę
W dół, do Parku Gorkiego
Słuchając wiatru zmiany
Letnia sierpniowa noc
Żołnierze przechodzący obok
Słuchając wiatru zmiany

Świat się zbliża
Czy kiedykolwiek myślałeś
Że moglibyśmy być tak blisko, jak bracia
Przyszłość jest w powietrzu
Mogę poczuć ją wszędzie
Wiejącą z wiatrem zmiany

Zabierz mnie do magii chwili
W noc chwały
Gdzie dzieci jutra marzą
W wietrze zmiany (za stroną;
http://antyteksty.com/tlumaczenia-piosenek/scorpions-wind-of-change/ )

Był to największy koncert w dziejach Polski, a swoimi rozmiarami może być porównywalny tylko do mszy papieskich, bo żadne inne wydarzenie nigdy nie zgromadziło takiego tłumu. Zaskoczona też była sama grupa „Scorpions” bo to nie oni byli głównymi gwiazdami „Inwazji Mocy”, w ramach której koncert ten się odbył.

Nie spodziewali się tego tez organizatorzy, którzy dostawszy od ówczesnego prezydenta miasta Krakowa zakaz grania na Błoniach, przenieśli imprezę na leżące za miastem i słabo skomunikowane, lotnisko w Pobiedniku. Na dodatek jeszcze miało padać, więc zapowiadało się na frekwencyjna „klapę”.

Los jednak zdecydował inaczej. Wielki przebój, podniosły nastrój rozpoczynającego się nowego Millenium i ogromna radość z tego, że wyrwaliśmy się ze szponów „czerwonego Imperium”, sprawiły, że koncert ten stał się jednym z największych doznań pokoleniowych tych czasów. Kto nie był niech żałuję.